Miał być prosty maraton, dwa lata temu w Polanicy było fajnie i przyjemnie. A dziś była masakra. Trasę zmienili, a ja dostałem cięgi. Pierwsze pół maratonu proste i przyjemne po szutrach, ale końcowe 20km było piekielnie trudne. Ruszyłem z sektora drugiego, Marcin z Bartkiem z pierwszego, a Sebastian z siódmego, bo wcześniej nie jeździł. No to biorę się do roboty i ruszam za Marcinem. Nawet 10km nie było i kogo widzę? Oho... Marcina. Najpierw trochę za nim, żeby ocenić formę, potem zagadałem, nie powiem już miałem trochę dość. Marcin na podjazdach nie dźwigał tempa i został, tak myślę, bo się nie oglądałem. Potem przegonił mnie na technicznym zjeździe, ale nie na długo, bo znów był podjazd. Na podjazdach miałem wyraźną przewagę i to mnie cieszyło bardzo mocno. Chociaż z drugiej strony pomyślałem "to już po rywalizacji?". Teraz celem było, żeby Sebastian nie dogonił ;-) Ale tak naprawdę chciałem dać z siebie wszystko, a tętno ładnie trzymało cały wyścig powyżej 180HR.
Pierwsze 30km to asfalty i szutry. Podjazdy bardzo szybko robiłem na ciężkich przełożeniach rodem z szoszona, a po płaskim i lekko pod górkę jechałem z watahą w peletonie. Ale tam pozycji nadrobiłem, hoho! Ludzie próbowali się podpinać pod ten peleton, ale tempo było mocne na tyle, że nie dawali rady. Na szczęście byłem w nim od początku. Więc na początku myślałem, że trasa bardziej prosta niż dwa lata wcześniej, a wtedy też było przyjemnie.
Potem nadszedł czas na część trudną, o której nie miałem pojęcia, że się pojawiła w planach organizatora. Najpierw podjazd po kamolach, kocie łby na drodze to przy tym niemiecki asfalt. Szarpało, wyrywało z rytmu, plecy bolały, skurcze mięśni pojawiły się i od tego momentu było coraz gorzej. Przestałem wyprzedzać i traciłem pozycje. Skończyła się szarpanina z kamolami, to potem jeszcze gorszy zjazd. Ślizgało na błocie, korzeniach i kamole nie znikały. A ręce bolały coraz bardziej od trzymania kierownicy i hamulców. Warunki na trasie nie chciały się poprawić do końca, a ja wciąż liczyłem na choćby kilka metrów równej nawierzchni. Złość wzbierała, bo bezradny na zaistniałe okoliczności. I tak kolejne kilometry leciały w niemiłym otoczeniu. Potem zjazdy gorsze od najgorszych podjazdów, błotem po twarzy i do oka, a co, niech piecze. Ręce to już bolały okropnie, nawet krzyczałem momentami, żeby kiery nie puścić, bo facjatą bym w błoto poleciał, a skurcze na nogach nie przechodziły. A moja trauma dopiero nabierała rozmachu. Organizator postanowił dać trasę, która nie jest całkiem do przejechania. Potem jeszcze 3 odcinki podprowadzania, całkiem długie. Nie ma bata, żeby ktokolwiek to podjechał, widziałem jak gość z GIGA też prowadził, a ja z kostką po remoncie. Przeskakiwała mi w bucie, bolało i kuśtykałem z rowerem na plecach pod górę. Przyjechałem na rower, a miałem biegi przełajowe z balastem. Tam też pozycji poleciało z 20, bo ja kulawy na piechotę :-/ Prawie pod samą metę była techniczna, błotna rzeźnia rowerowa. A miało być tak pięknie...
I wydawałoby się, że plan zrealizowany. Marcina objechałem, szkoda, że tylko na 2 minuty, ale dzięki temu jeszcze porywalizujemy w Świeradowie :-) Tak, tak, nie dam Ci tego zwycięstwa ;-) Sebastian mnie nie doszedł, w sumie jak czekałem na niego na mecie, to myślałem sobie, że coś się musiało stać. Wróciła trauma, kiedy Mateusz połamał się na trasie, kiedy czekałem na niego na mecie, a zamiast doczekania się otrzymałem telefon od Grabka, że Mateusz się rozbił. To myślę, że skoro Sebek ma lepszą formę, to musiał się rozwalić, że go jeszcze nie ma, a okazało się, że techniczne odcinki go mocno spowolniły. Odnośnie Bartka to nawet nie miałem siły marzyć, że go dogonię, a też nie miałem daleko, chociaż Bartek miał kilka akcji na trasie, wszystko pewnie napisze w swojej relacji. Adam mnie łyknął dziś na trasie, taka miła niespodzianka gratis :-) Gratuluję wzrostu formy!

Ja, Marcin i Gieniek na mecie. Zdziwiłem się mocno, że Marcin wjechał zaraz za mną na metę. Gdzie on to nadrobił?

A miało być sucho, pięknie i cudownie. Dodałbym więcej zdjęć, ale właśnie przekroczyłem limit przesłania ich w miesiącu i nie mogę dodać więcej :-/
Wyniki interesujących mnie osób dla dystansu 49km:
Miejsce OPEN |
Imię |
Miejsce w kategorii |
Czas |
Średnia [km/h] |
Punkty |
Sektor |
1/438 (100%) |
Patryk |
1/80 (100%) M2 |
2:01:37 |
24.17 |
500 |
1.00 (1) |
3/438 (100%) |
Darek |
1/170 (100%) M3 |
2:02:17 |
24.04 |
500 |
0.99 (1) |
56/438 (87%) |
Kamil |
20/80 (76%) M2 |
2:23:43 |
20.46 |
423 |
0.85 (2) |
150/438 (66%) |
Bartek |
39/80 (52%) M2 |
2:46:06 |
17.70 |
366 |
0.73 (3) |
157/438 (64%) |
Adam |
41/80 (49%) M2 |
2:47:24 |
17.56 |
363 |
0.73 (3) |
176/438 (60%) |
Ariel |
46/80 (43%) M2 |
2:50:13 |
17.27 |
357 |
0.71 (3) |
197/438 (55%) |
Marcin |
86/170 (50%) M3 |
2:52:49 |
17.01 |
354 |
0.70 (4) |
207/438 (53%) |
Sebastian |
52/80 (35%) M2 |
2:55:14 |
16.78 |
347 |
0.69 (4) |
Co mnie zmartwiło, że start w Świeradowie Sebastian będzie miał z 4 sektora, a mieliśmy się ścigać ze wspólnego startu. Przynajmniej tak wyliczył mój algorytm generowania tej tabelki, który napisałem sobie w PHP.
Waga po maratonie i kilku posiłkach: 70.6kg.