Moje pierwsze zawody w narciarstwie biegowym, a to dopiero moje piąte wyjście na biegówki w życiu, więc było jeszcze pole do popełniania błędów, których było dość sporo. Zawsze myślałem, że będzie to Bieg Piastów, a nie Hovden Tour. Wybrałem dystans średni 22km i firma Phonero, w której pracuję, zapisała mnie na te zawody. Są oni głównym sponsorem tej imprezy.
Najbliższy nocleg w rozsądnej cenie znalazłem 75km od Hovden, więc rano musiałem przejechać w tempie ekspresowym drogę z Rauland do Hovden po częściowo oblodzonej drodze. Dowiedziałem się dnia wcześniejszego gdzie jest wypożyczalnia nart oraz biuro zawodów. Najpierw pojechałem po narty. Wziąłem zestaw dla początkujących i określiłem swoją wagę na 75kg. To był pierwszy błąd, bo podałem wagę nie uwzględniając ekwipunku, który jest obowiązkowy na tej imprezie. Łącznie z odzieżą, butami oraz plecakiem z odzieżą i wodą mogłem ważyć dobre 8kg więcej. To była przyczyna mojej późniejszej mordęgi. Odebrałem potem numer z biura zawodów i zostawiłem tam samochód. Autobusem zabrałem się na miejsce startu.
Godzinę startu miałem wyznaczoną na 10:45 i byłem do tego mocno spóźniony. Była już 11:00, a ja jechałem autobusem, którym organizator przewoził zawodników z biura na start. Na starcie okazało się jednak, że ze względu na bardzo niskie temperatury można startować kiedy się chce. Wystarczyło przekroczyć linię startu i czas leciał. Wskoczyłem za innymi od razu, żeby nie marznąć, bo było do -20 stopni. Trasa bardzo dobrze przygotowana, a było tam od trzech do nawet sześciu ścieżek do dyspozycji na całej szerokości trasy.
Pierwsze 10km to głównie podbiegi. Tutaj było dość dobrze, bo sił było sporo i moje narty były bardzo przyczepne. Niestety siły traciłem też na zjazdach, bo musiałem odpychać się nawet wtedy, kiedy inni swobodnie zjeżdżali. Dzięki temu zrobiłem porządny trening, ale źle przełożyło się to na wynik. Do tego na trasie robiłem dużo zdjęć, więc nie można mówić o jakimkolwiek ściganiu. Ostatnie 10km nie było łatwie, ponieważ to były głównie zjazdy. Tętno spadło, bo było lżej. Jednak nie mogłem nabrać prędkości jak inni. Przez to wszystko tkwiłem w drugiej połowie dość długo. Policzek mi odmarzł i nie czułem ucha. Na bufetach piłem dużo wody. Generalnie świetna impreza, ale nie byłem dobrze przygotowany, głównie przez brak mojego doświadczenia.
Co dobrego mnie tam spotkało? Otóż piękne widoki, towarzystwo ludzi, którzy walczyli z tą samą trasą oraz świetny trening na świeżym, mroźnym powietrzu w pełnym słońcu.
Ale błędów też było sporo. Po pierwsze mogłem przybyć dużo wcześniej, żeby nie stresować się spóźnieniem. Mogłem lepiej dobrać narty. Mogłem wziąć lżejszy plecak, ale wg wymagać musiał ważyć minimum 3kg. Brak techniki to mój kolejny problem i tu pojawia się potrzeba współpracy z instruktorem. Nie umiem generalnie jeździć na nartach i boję się każdego zjazdu. A na ostatni kłopot już nie mam wpływu, ponieważ narty biegowe są jedną z dyscyplin, które nadwyrężają moją kontuzjowaną kostkę w prawej nodze. Więc nie było łatwo, kiedy przy nacisku nogi na śnieg, kostka wyskakiwała ze swojego miejsca co kilka lub kilkanaście kroków.
Podsumowując biegówki to świetna, zimowa alternatywa dla roweru. Kupimy z żoną narty biegowe na kolejny sezon, ponieważ w Norwegii jest mnóstwo tras w świetnym stanie. Każde miasto, a nawet niektóre wsie, mają własne obszary utrzymywane przez ratraki. Zachęcam do zapoznania się ze stroną, która pokazuje wszystkie trasy w całej Norwegii nawet z aktualną pozycja ratraków:
https://skisporet.no/setView/63.8575883/12/5.79/no...
To jest rzeczywiście narodowy sport Norwegii.