
Bardzo lubię tą uliczkę, z której był wylot.

Paweł po nieprzespanej nocy, ale stawił się na zawody.

Mocna reprezentacja Ostrego Koła.
Start był szybki, ale chyba nie tak bardzo jak w zeszłym roku. Czułem, że peleton nawet daje sobie trochę luzów momentami. Paweł odskoczył trochę do przodu i już go do końca wyścigu nie widziałem. Nie mam doświadczenia jazdy w peletonie. Bałem się dziur w jezdni, a trochę ich było i często przez to zwalniałem. Pierwszy podjazd ukazał, że nie było tak dobrze jak myślałem. Astmatyczne oddechy przeszkadzały wykorzystać potencjał nóg, które były dość wypoczęte. Tętno prawie 200. Inni jechali podobną prędkością, ale tylko ja świszczałem i łapałem ledwo powietrze. Zawsze tak mi się dzieje powyżej 20 stopni C. Jak jest zimno nie mam problemów. Ale przesuwałem się systematycznie do przodu siedząc na ogonie mocniejszego zawodnika. Przed Lubawką urwał mocniej i nie utrzymałem tempa. Zostałem sam i goniłem grupę na horyzoncie, ale nie dałem rady. Zostałem wchłonięty przez grupę jadącą za mną. I dobrze, bo już samemu ciężko było. Z nimi robiłem odcinek od Lubawki do podjazdu na Okraj. Specjalnie przesuwałem się w tył sporej grupy, żeby nie rozerwać ją na dwoje. I tak zostałem z tyłu cierpiąc brak wody.
Popełniłem też dwa błędy techniczne. Pierwszy polegał na zabraniu ze sobą dwóch bidonów izotonika. Zrobiłem je wg proporcji, ale nie gasił pragnienia, a wręcz zaklejał mi jelita. Kapeć w ustach. Brzuch bolał, odwodnienie, gorąco i ledwo wjechałem na Okraj. Drugi błąd polegał na tym, że w butach miałem dwie pary wkładek. Są już rozciągnięte, więc żeby luzów w bucie nie było mam drugą parę wkładek. Stopy mi odparzyło i musiałem je na podjeździe przed Okrajem wyciągać z butów. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej tak wolno podjeżdżał pod Okraj. Na bufecie na przełęczy dolałem wody do bidonów i do butów. Na izotonik już patrzeć nie mogłem, żeli też nie ruszyłem. Zjazd w stronę Trutnova pod mocny wiatr. Toczyłem się z górki, ale potem doszło mnie dwóch zawodników i pocisnąłem za nimi. Odzyskałem siły i dawałem też bardzo mocne zmiany. W ten sposób zgubiliśmy jednego zawodnika. Potem już nie było możliwości odrobić więcej strat, mimo że siły wróciły. Zmianami z Pavlem (nr 353, lat 40) elegancko jechaliśmy od Okraju do Trutnova nadrabiając może 5 pozycji. Na zjeździe z ostatniej górki przed Trutnovem odjechałem mocno Pavlowi, ale potem mocarz mnie dogonił na płaskim. Znowu kilka zmian uratowało mnie przed skurczami. Na 91km zauważyliśmy na horyzoncie dwójkę zawodników, w tym Panią nr 345, która była w peletonie, która zwiała mi przed Okrajem. Pavel ustąpił drogi, żebym dał zmianę i chyba za mocno pocisnąłem, bo po chwili zorientowałem, że jadę sam. Dogoniłem dwójkę przede mną, jeden został, pojechałem za tą kobitką. Nie wyrywałem się do przodu, bo właśnie robiłem pościg. Przed metą kilka zakrętów po prostu puściła mnie do przodu bez żadnej walki. Nie rozumiem kobiet. DNF-a nie było, więc postęp jest. Pierwsze szosowe zawody życia, które ukończyłem :-) Jestem zawzięty, więc nie odpuszczę i następnym razem skopie tej trasie tyłek.
Najgorsze info dnia to awaria GPS. Trasy Strava nie nagrała, bo GPS w telefonie sygnału nie mógł złapać.
Wynik 87/138 osób na dystansie 93km. Paweł był w zasięgu, ale brak doświadczenia w szosowym ściganiu pogrzebał możliwość wspólnej jazdy z Pawłem. Gratuluję Marcinowi mocnego 10 miejsca :-)