Nie ma ten tego. Zwiedzanie było

Po lody na 20 minut przed odjazdem pociągu.

Prawie cały dzień na bombie, a Jarno leciał z koksem. Dokładał do pieca aż się dymiło. Kilka razy prawie koło zgubiłem tak mocno leciał. Wytrwałem do końca, ale dziś zasługi należą się jemu. Cel osiągnięty! Jak dam przewyższenia do przeliczenia Stravie to 10k też będzie. Chociaż to już jest tak niemiarodajne, że trudno stwierdzić ile tego jest. Padam na pysk, a rano samolot. Ostatnie 100km jedziemy pociągiem. Deszcze nas załatwiły i zamiast robić równo po 175km każdego dnia, musieliśmy dostosować się do pogody i jeździć po nocach szarpiąc dystansem dziennym.

Dzień słabo się zaczął od wstawania. Potem śniadanie, sauny, pakowanie i znów w drogę. Najpierw widoki w mieście Imatra, a potem strata czasu w pizzerii, bo gość robi strasznie długo te pizze. Ludzie mieli pretensje, że czekać muszą, a ten mówi, że to sztuka, a nie pośpiech. On tego nie robi dla pieniędzy. Gość z Argentyny z rodziną się wkurzyli mocno. A sprzedawca na to „oooo Maradona in Napoli”

Od początku padało. Pierwsze 100km jechaliśmy przemoknięci. Trzy razy łańcuch smarowaliśmy. Potem jedzenie w restauracji, gdzie zagrzaliśmy się. Deszcz przestał padać, więc jechaliśmy do kolejnej fali deszczów. I było całkiem przyjemnie i sucho. Do 200km szarpałem tempo mocno, ale potem bomba złapała.

Spaliśmy dziś w domu u rodziny kolegi. Zrobiliśmy pranie, zakupy i porządki. Najedliśmy się kurczakiem, sushi i arbuzem. Te ostatnie dają szybką regenerację. Nie chciało się dzisiaj jeździć, więc odpoczywaliśmy. Potem setka na spokojnie. Tym razem na serio wzięliśmy kwestię regeneracji pod uwagę. Chociaż były akcenty. Mieliśmy robić drugą setkę, ale hotel za późno odpowiedział. Chcieliśmy pogodę wykorzystać bo sucho i bez wiatru. Ale dodzwonić nie mogliśmy się, więc skończyliśmy po stu kilometrach. Na północy wszystko szybko zamykają, więc po 21 zdobycie jedzenia i noclegu graniczy z cudem. Fajnie, bo odpoczniemy jeszcze bardziej.

Jarno pierwszy kolega, który robi tak samo dobre foty mnie jak ja innym. Ciężko dziś, bo nogi miękkie. Jarno pocisnął początek, ja środek, ale końcówka znów należała do Jarno. Mam cięższy rower i do tego więcej bagażu. Jarno lepiej się spakował. Będę chyba pocztą część ekwipunku odsyłał. Dzisiaj nogi miękkie i do tego serce nie chciało w S3 wskoczyć. Słabo się nawodniłem w nocy. Dziś trzeba się zregenerować. Średnia na 155km dobiła do 32km/h, ale potem wycieczki po sklepach i restauracjach.